środa, 22 stycznia 2014

Miniaturka III

"Po pierwsze,przepraszam Was,że tak długo nic nie opublikowałam.Teraz mam ferie i postanowiłam,że wkońcu musze coś napisać,bo kurcze wkońcu robie to dla was i dla siebie.Tę miniaturkę próbowałam napisać siedmiokrotnie i za każdym razem coś mi niepasowało,więc tak cały czas.W końcu sie spięłam i bum,jestem nawet zadowolona z efektu.Będzie troche mieć długość rozdziału,będą dialogi i żeby nie było już tak ponuro,trochę będzie zabawnie.Będzie napisana z perspektywy Blaise'a.Po kolejne,mam nadzieje,że w razie jakiś błędów,bądź nie zrozumienia treści będziecie delikatni,pisząc komentarze o ile takowe będą.
A teraz zapraszam do czytania!
                                Czytasz=Komentuj
                                                            

  Widziałem ją.Tak,to na pewno była ona.Ta sama zgrabna sylwetka,ogniste włosy,brązowe oczy i zadarty piegowaty nosek.Nie zauważyła mnie,więc nadal w ukryciu mogłem jej się przyglądać.Och,istny anioł,jeszcze piękniejsza,niż we wspomnieniach.Właśnie wyszła z Esów i Floresów z mnóstwem książek i torebek.Cała Ginn.Ale,chwilunia,ktoś wyszedł za nią i jej towarzyszy.To są..dzieci.Dwójka piegowatych zapewne trzynastolatków.Chłopak i dziewczyna.Dziwne..,a gdzie jest ich ojciec ?Cholera,zaraz ich zgubię.Uff,stanęli przy sklepie ze sprzętem miotlarskim.Młodzież z zachwytem patrzyła na najnowszą i najszybszą miotłę na świecie.Dziewczyna mówi coś do chłopaka,a ten zapewne odpowiada jej czymś złośliwym,bo od razu obrywa od siostry w ramie i dostaje zaklęciem.Matka wydziera się na nich i chyba usłyszałem kilka pojedynczych słów.A to ciekawe,mali ślizgoni.Blair i Ian...ładnie.Dobra Zabini,czas wkroczyć do akcji i się ujawnić.Nie jesteś przecież marnym gryfonem tylko byłym wychowankiem domu Salazara.Więc rusz swe cztery zgrabne litery i idź.Wdech i wydech,okej ruszam.
Jestem już niedaleko Ginn i tych chyba ślizgonów.Nadal nie zwracają uwagi na to,że się zbliżam,więc po cichu staję obok byłej gryfonki.Ta jakby ocknęła się z transu i zaciekawiona zwróciła się w moją stronę.Spojrzała na mnie z szokiem i strachem,a więc mnie rozpoznała..
-To ty..
-Ginny..-odezwałem się-Dlaczego?Dlaczego odeszłaś?
-Ja..ja..już dłużej tak nie mogłam.Czułam się jak zabawka.-powiedziała patrząc na wszystko inne,byle nie na mnie.Ian i Blair z nieukrywaną ciekawością wgapiali się wemnie.Ja także im się przyjrzałem i z niedowierzaniem stwierdziłem,że chłopak wygląda jak młodsza,bledsza i piegowata wersja mnie za czasów Hogwartu.Dziewczyna wyglądała zupełnie jak Weasley'ówna z wyjątkiem odcienia skóry i oczu.Oczy były zielone.Takie jak moje.
-Na Merlina-wyszeptałem nadal w szoku-Przecież..oni...podobni..
-Zabini,bo się jeszcze zapowietrzysz.
-Są do mnie podobni.Jak mogłaś do cholery?-teraz to ja byłem wściekły.Nie dość,że uciekła,nie widziałem jej 14 lat,a moje serce było jak czerwona wybuchająca fontanna,to jeszcze ukrywała przedemną fakt,że jestem ojcem.
-Jak mogłam?!Jak JA mogłam?!To ty się mną bawiłeś.To ty ciągle byłeś w mojej głowie,a na twój widok, moje serce galopowało jak stado rozwścieczonych hipogryfów.To twoje czyny sprawiły,że odeszłam.Na dodatek potem dowiedziałam się o ciąży.Jak myślisz dlaczego to zrobiłam ? Bałam się,że to tylko przelotny romans,że zabierzesz mi dzieci,albo co gorsza każesz usunąć ciąże-krzyczała.Stała przedemną piękna,wściekła i zrozpaczona z ognikami w oczach.A ja patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany,była idealna.Każdy mijający nas przechodzień patrzył na nas jak na wariatów.A dzieci..cóż..dzieci wyglądały jakby je ktoś spertryfikował.
Oto ja wasz tatuś..jej,hura
-A spytałaś mnie o zdanie? To ja się czułem jak śmieć.Ty ruda,uparta,głupia kobieto.Przez te kilkanaście lat,cierpiałem,moje serce od nowa krwawiło na wspomnienie ciebie,bo odeszłaś.Zostawiłaś mnie,gdy chciałem wreszcie coś zmienić,powiedzieć ci te dwa ważna dla mnie słowa.Kocham Cie i nadal tak jest-mówiłem coraz bardziej ściszając głos,a ostatnie słowa wyszeptałem patrząc w jej oczy.Patrzyłem na tę silną kobietę ,która pod wpływem moich słów jakby rozpadała się powoli.Niespodziewanie strzeliła mi w twarz i rzuciła mi się w ramiona szlochając.
-No już,cichutko..ee Ginny,wiesz,że jestem kiepski w pocieszaniu...Ej..pocieszcie ją,no.To wkońcu to wasza matka.
-A przypadkiem to nie ty spowodowałeś ten wybuch fontanny ?-spytała Blair z uniesioną brwią-No to teraz to napraw,tatusiu.
-Młoda,bo zaraz ci się oberwie-warknąłem,a swoją uwagę znowu skupiłem na wiewiórce-Ej,Ginn..rudzielcze..wiewióreczko..no już spokojnie.No już mi tu nie becz.Moja wiewiórka nigdy by się tak nie zachowała.
-T-tak,masz rację.Cholera tusz mi się rozmazał-rzuciła na siebie zaklęcie i znów wyglądała bosko-Więc..wiesz,że jesteś ich ojcem,to teraz trzeba ustalić kiedy będziesz się z nimi widywał i wgl.
-Jak to kiedy? To chyba oczywiste.-zapytałem.
-Ale,że co,oświeć mnie Diabełku-spytała z lekka ironicznie.
-To chyba jasne,że będe je widywał codziennie nie licząc tych dni gdzie chodzą do szkoły.Ciebie też będę widywał i to w naszym domu.
-Co?Jak w naszym domu? Czegoś tu chyba nie rozumiem.
-To chyba oczywiste,że zamieszkacie u mnie.A po ślubie przeniesiemy się do Zabini Manor-wytłumaczyłem powoli.Merlinie,daj mi cierpliwości przy tej kobiecie.
-Ślubie? Jakim ślubie ?-zapytała zszokowana gryfonka.No i masz babo placek,jak to mówią mugole.Mój rudy głuptas.
-Moim i twoim,a czyim ?Dzieci już mamy,choć zdaje mi się,że kolejność powinna być inna.Cudownie,to znaczy,że postaramy się o kolejne-powiedziałem szeroko się szczerząc.
-A ja ?Chyba najpierw powinieneś mnie zapytać o zdanie,poza tym czy to były oświadczyny ?-zapytała zirytowana,zarumieniona gryfonka.O to już coś zarumieniła się.
-Och,wybacz kochanie-powiedziałem,przyciągnąłem ją do siebie tak by nasze ciała stykały się ze sobą.Czułem bicie jej serca i przyśpieszony oddech.-Po 14 latach znowu cię mam przy sobie i już nigdy nie zamierzam pozwolić ci uciec.
-Zabi..-zaczęła,lecz ja szybko uniemożliwiłem jej mówienie pocałunkiem.O rany,pomyślałem rozkoszując się smakiem jej ust.Wróciła.Och,tak tęskniłem.